fbpx

Nasza mała włoska przygoda!

Cześć kochani,

Już jakiś czas zbierałam się, żeby dodać do strony zakładkę blogową, w której będę Wam mogła nieco więcej powiedzieć o sobie, swoim życiu, pasjach ale też o bardziej ślubnych i nieślubnych tematach. Trochę się wzbraniałam, ale zdecydowałam, że skoro to mój mały dom w sieci to mogę sobie tutaj co nieco pogawędzić. Zwłaszcza, że gadanie do telefonu, na innych kanałach social mediach, średnio mi idzie. Wiec wybrałam bardziej bezpieczną możliwość i zdecydowałam się pisać. Czasem mi to wychodziło lepiej, czasem gorzej. Ale w myśl zasady „Zrobione jest lepsze od doskonałego” postawiłam w końcu krok i zdecydowałam się to zrobić.

Zaczynam wpisy blogowe od naszych małych włoskich wakacji, które co prawda trwały tylko tydzień, ale mieliśmy możliwość obejrzeć naprawdę mnóstwo wspaniałych miejsc. Nie jestem żadnym przewodnikiem, pasjonatem czy znawcą. Jak zwał tak zwał. Uwielbiam podróżować i sprawia mi to frajdę i ogromną przyjemność. Zaczynaliśmy od naszych polskich gór, w tym roku przyszła pora na nasze pierwsze wspólne, zagraniczne wakacje. Wybraliśmy Włochy – jako fotograf nie mogłam przestać oglądać tych wszystkich włoskich widoczków! Coś niesamowitego!

Ale zacznijmy od początku. Wszystkie miejsca, które poznałam i, które mieliśmy okazję zobaczyć wyszperałam głównie na blogu „Italia by Natalia” i na jej grupie facebookowej, która gromadzi miłośników Włoch. Mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo ciekawostek, poradników i wskazówek. Główną trasę, którą zrobiliśmy opierała się właśnie o porady i wskazówki z tego przewodnika. Nie znalazłam w internecie nic innego, co gromadziło by tak ogromną wiedzę, na temat całych Włoch. Bo na blogu znajdziecie informacje, o prawie wszystkich regionach we Włoszech. Jeśli czegoś nie ma na stronie, mnóstwo inspiracji i porad jest na grupie facebokowej od samych czytelników, którzy również dzięki Natalii zwiedzają przepiękne Włochy. Jeśli wybieracie się na wakacje do tego pięknego miejsca, koniecznie zajrzyjcie i czytajcie. Gdzie podają najlepsze lody, gdzie są najpiękniejsze widoki, albo gdzie najlepiej oglądać zachód słońca. My dzięki Natalii zjedliśmy najpyszniejszy obiad, praktycznie w centrum Rzymu, w prawdziwej włoskiej knajpce.

Trasa, którą zrobiliśmy rozpoczynała się w Pizie. Tam wylądowaliśmy i czekaliśmy na mojego brata z dziewczyną, która dolecieli do nas z Londynu. Tam też wynajęliśmy samochód, żeby szybciej i sprawniej przemieszczać się pomiędzy miastami. Mieliśmy do zrobienia przez cały tydzień około 1100km. Nie mogliśmy się zdecydować na jedno miejsce, więc chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. Na koniec przedstawię Wam swoje przemyślenia na ten temat. Czysto subiektywnie, bo każdy z nas lubi co innego 🙂 Już pierwszego dnia jechaliśmy bezpośrednio do Rzymu. Mieliśmy inny plan, ale jak zazwyczaj w tego typu wyjazdach coś nie wyszło 😉 Główną zaletą wynajmu auta i przemieszczania się pomiędzy regionami, jest możliwość obejrzenia naprawdę ogromnej ilości pięknych miejsc. W większości niestety zza szyby samochodu, ale nie zmienia to faktu, że samochodem (jako pasażer, nie kierowca) podróżuję się całkiem przyjemnie. Piękne i zapierające dech w piersiach widoki wynagradzają całe zmęczenie i bolący tyłek od siedzenia.

Kierując się w stronę Rzymu nie wybraliśmy szybszej trasy autostradą, tylko bardziej boczne drogi, abyśmy mogli obejrzeć jak najwięcej. Pierwszy przystanek zrobiliśmy w San Gimignano – przepiękne, niewielkie miasteczko, w którym zjedliśmy najpyszniejsze lody! Choć nie ukrywam, że włoskie lody wszędzie są przepyszne. Pochodziliśmy trochę po mieście, zjedliśmy lody, podziwialiśmy piękne widoki z każdej strony i ruszyliśmy w dalszą trasę. Kolejnym punktem na mapie były termy w Bagni San Filippo. Nie musiałam nikogo za długo namawiać, żeby po całodniowej podróży samochodem wygrzać się w termach. Jako, że jestem fotografem ślubnym wakacje planuję raczej pomiędzy ślubami, a najlepiej poza sezonem. Więc wypadło na październik. We Włoszech wtedy było jeszcze nieco cieplej niż u nas, ale wieczory potrafiły być chłodne. Termy sprawdziły się fenomenalnie. Mogliśmy nieco odpocząć i nacieszyć się pięknem wokół. Nie mam niestety żadnych zdjęć stamtąd, bo dotarliśmy na miejsce chwilę po zmroku i jedynie zmysłami mogliśmy chłonąć całą aurę tego miejsca. Jeśli ciekawi Was jak wygląda to miejsce zajrzyjcie na bloga Natalii – ranking term w Toskanii i różne alternatywy w zależności od miejsca gdzie będziecie. Żeby nie zanudzić Was moim gadaniem będę po każdym dniu dodawać troszkę zdjęć..

Drugi dzień zaczęliśmy od próby zwiedzania Watykanu. Zatrzymaliśmy się w małym hotelu, z którego mieliśmy pół godziny spacerkiem do samego Watykanu. Lokalizacja naszego noclegu była super, ale samo miejsce już niekoniecznie. Więc serdecznie nie polecam. Specjalnie napisałam, że próbowaliśmy zwiedzać Watykan, bo do tej części zwiedzania przygotowaliśmy się najmniej. Mieliśmy nadzieję, że na miejscu uda nam się kupić bilety wstępu, ale zostaliśmy naciągnięci przez biuro i nie udało nam się wejść. Na szczęście finalnie skończyło się to dobrze i zwiedziliśmy po prostu okolice samego Watykanu i zjedliśmy niekoniecznie dobry obiad.

Po tym dniu stwierdziłam, że skoro już tu jesteśmy to trzeba mieć konkretny plan co i jak i gdzie. Więc wieczorem przy winku planowaliśmy zwiedzacie największych atrakcji tj. Koloseum, fontanna Di Trevi, schody weneckie i wiele innych. Żałuję, że nie zrobiłam żadnej ściągi, ale nie myślałam że natchnie mnie do pisania o naszych włoskich wakacjach. Ale w tym zakresie znajdziecie mnóstwo informacji na jakiekolwiek stronie w Google, my tak szukaliśmy i udało nam się naprawdę sporo zobaczyć. Trafiliśmy niestety na pierwszą niedzielę miesiąca, co wiąże się z darmowymi wejściówkami do większości atrakcji, ale też dużą ilością ludzi. Na zdjęciach pokażę Wam kolejkę do Koloseum i widok wieczorową porą w fontannę Di Trevi. Którą jakby nie patrzeć ciężko było oglądać przez dłuższą chwilę. Co mnie najbardziej zachwyciło, a czego nie było na naszej liście? Przepiękny, ogromny teatr Sacrario delle bandiere. Nic co tamtego dnia zobaczyliśmy nie wzbudziło w Nas takiego zachwytu. Zwróćcie uwagę na to jak maluścy są ludzie przy tak ogromnej budowli. Coś pięknego 🙂 Ostatnie miejsce jakie chciałabym Wam polecić, to mała włoska restauracja, w której zjedliśmy najlepsze włoskie jedzenie. Warte zrobienia tych kilkudziesięciu metrów więcej. Znajduje się bardzo blisko Koloseum i szliśmy tam około 10 minut. Sam klimat tej małej włoskiej restauracji, zapach, przyczepione pieniądze wraz z podpisami na ścianach robią olbrzymi klimat. Warto tam pójść. Nawet jak się jest zakatarzonym i chorym.

Kiedy już zakończyliśmy naszą rzymską przygodę nasze kroki skierowały się bardziej w stronę morza. Wybraliśmy Pescarę, a bardziej pobliskie miasteczko Montesilvano. Załapaliśmy się jeszcze na ciepłą wodę w Adriatyku, mogliśmy nieco poleżeć i odpocząć po naszych wędrówkach.  Żałuję jedynie, że było już po sezonie, więc wieczorami nie było za wiele atrakcji. Poza spacerami i smakowaniem tutejszego wina oczywiście. Mimo wszystko miasteczko miało swój urok i w sumie przypominało nam Jastarnię poza sezonem 😉 To tak, żeby Wam zobrazować jak to wyglądało. W Montesilvano spędziliśmy 2 dni, po czym pojechaliśmy dalej do Arezzo. Mieliśmy wynajęte pokoje w typowo włoskiej agroturystyce, pomiędzy tylko gaje oliwne i cisza. Nie ukrywam, że to miejsce podobało mi się najbardziej. Jako artystyczna dusza najlepiej odpoczywa mi się w takim miejscach. Chłonę  klimat, zbieram pomysły na kolejne sesje i odprężam się tak po prostu. W tamtym momencie nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Nawet ciężko mi opisać to słowami, mam nadzieję że zdjęcia nieco bardziej pokażą Wam co mam na myśli.

Niestety nasze 2 dni minęły zdecydowanie za szybko. I trzeba było zbierać się do naszej ostatniej podróży. Tego dnia mieliśmy samolot z Pizy już bezpośrednio do Gdańska, wiec trzeba było tak dobrać trasę żeby udało nam się coś jeszcze zobaczyć. Zdecydowaliśmy się na Florencję, która szczerze mówiąc nieco mnie rozczarowała. Po przeczytaniu mnóstwa informacji na jej temat odstraszyły mnie tłumy ludzi. Praktycznie brak możliwości swobodnego zwiedzania. Ale tutaj znowu w wsparciu przyszedł blog Natalii, w którym znaleźliśmy kolejny punkt z przepysznymi lodami. Wiec miło kończąc zwiedzanie Florencji pojechaliśmy zobaczyć trochę Pizy. Pierwszego dnia, z powodu dużej ilości kilometrów, nie zdecydowaliśmy się na zwiedzanie. Dojechaliśmy popołudniu, poszliśmy zobaczyć słynną krzywą wieżę i „atrakcje” wokół niej, jakimi są ludzie pozujący do zdjęć. Przekomicznie jest na to patrzeć. Ale kto z Was był wie jak to wygląda. Mnóstwo ludzi podtrzymujących w dziwny sposób wieżę i Ty pośrodku. Nasze wakacje zakończyliśmy kawą i udaliśmy się na lotnisko. W głowach mieliśmy jeszcze wspomnienia ciepłych promieni słońca na plaży, ciszę i siebie pośród gai oliwnych.

Zdecydowanie chcemy tam wrócić. Ale w nieco zmienionym wydaniu. Tutaj chciałabym nawiązać do plusów i minusów naszej włoskiej przygody. Opracowując plan naszych wakacji chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej i jestem skłonna powiedzieć, że naprawdę udało nam się to zrobić. Widzieliśmy toskańskie pola, kąpaliśmy się w ciepłym jeszcze Adriatyku, mieliśmy możliwość zobaczyć najpiękniejsze i najsłynniejsze zabytki Rzymu i odpoczęliśmy w dzikiej naturze. A to wszystko w zaledwie tydzień. Jeśli miałabym jechać jeszcze raz odpuściłabym na pewno 2 dni nad morzem. Poza sezonem nie ma tam nic ciekawego do zobaczenia. Taka nasza typowa Jastarnia, tylko z palmami, a nie do końca o to nam chodziło. Zdecydowanie przedłużylibyśmy pobyt w Arezzo. Cisza i spokój jaki tam panował, przepiękne wnętrza naszego domku, mnóstwo (przepysznego) wina  i czas tylko dla siebie. Cieszę się bardzo, że udało nam się chociaż częściowo zwiedzić Rzym – mimo, że nie jestem zwolenniczką miejsc, w których jest tak wiele ludzi. Chciałabym tam kiedyś wrócić, ale w formie, o jakiej wspominała Natalia. Bez pośpiechu, że trzeba tak wiele zobaczyć. Mimo, że wiele osób na grupie, odradzało mi tak długie zwiedzanie samochodem to jestem zdania, że naprawdę było warto. Zobaczyliśmy skrawek i mamy ochotę jechać po więcej!

Myślę, że trochę się rozgadałam. Mam nadzieję, że zdjęcia umiliły Wam czytanie moich wywodów. Chciałabym się dowiedzieć czy interesują Was w ogóle takie moje urywki z życia? Nie jestem, zdecydowanie, typem człowieka który jest wylewny w sieci i pokazuje swoje życie, ale taka forma opisywania Wam siebie mi odpowiada. A jak Wy to odbieracie? Macie jakieś wskazówki? I co myślicie na temat Włoch? Czy udało mi się Was nieco zarazić tym klimatem? Czekam na Wasze reakcje!

Ściskam ciepło,

Kasia

3 thoughts on “Nasza mała włoska przygoda!”

Leave a Comment

Shopping Cart